Podkład. {nie musicie puszczać go przy czytaniu tego rozdziału, po prostu czytałam go przy nim i spodobało mi się, jak kto woli ;) }
To było tak dziwne. Pchnąć drzwi i wejść do miejsca, które kiedyś było mi bliskie, a jednak wydawało się tak nieznane. Pod stopami miałam miękki dywan koloru maślanki, rozciągający się przez całe pomieszczenie, ginący gdzieś w pokoju na końcu korytarza. Meble z białego drewna dopełniały widok, a lustro oprawione w grubą ramę dodawało niemałego uroku. Ruszyłam przed siebie, wstrzymując oddech. To tak, jakbym odkrywała co znajduje się w mojej kieszeni. Niby wiesz co w niej masz, ale jak przyjdzie co do czego, to znajdujesz niejeden skarb.
To było tak dziwne. Pchnąć drzwi i wejść do miejsca, które kiedyś było mi bliskie, a jednak wydawało się tak nieznane. Pod stopami miałam miękki dywan koloru maślanki, rozciągający się przez całe pomieszczenie, ginący gdzieś w pokoju na końcu korytarza. Meble z białego drewna dopełniały widok, a lustro oprawione w grubą ramę dodawało niemałego uroku. Ruszyłam przed siebie, wstrzymując oddech. To tak, jakbym odkrywała co znajduje się w mojej kieszeni. Niby wiesz co w niej masz, ale jak przyjdzie co do czego, to znajdujesz niejeden skarb.
Powoli omiotłam wzrokiem mieszkanie. Po
chwili zastanowienia minęłam szafkę na buty, oraz tą większą, po brzegi
wypchaną okryciami i skierowałam się do salonu. Plecak delikatnie odłożyłam na
kremową sofę i rozejrzałam się, uśmiechnięta od ucha do ucha. Pomieszczenie
było przedłużeniem korytarza. Identyczne meble, dywan. Nawet kolor ścian.
Zaraz obok wejścia, po lewej stronie,
ciągnął się rząd mebli, szafek, szafeczek. Szłam z linią kredensu, palcem wodząc
po grzbietach książek, wystających szufladach, czy ramkach na zdjęcia. W
większości widziałam młodą dziewczynę w objęciach rodziców. Poczułam
napływające łzy, jednak przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Nie teraz.
W rogu pokoju znajdował się wbudowany w
szafkę telewizor. W porównaniu z małym ekranem wyświetlacza w szpitalnej
kawiarence, wydawał się ogromny. Obok stała wielka donica z jakąś egzotyczną
rośliną sięgającą mi do piersi. Przez kilka sekund przypatrywałam się jej
zdumiona, po chwili jednak spojrzałam dalej. Za białą, koronkową firanką widać
było drzwi balkonowe, a za nimi taras sporych rozmiarów. Uśmiechnęłam się na
samą myśl o nim i spędzonych tam wieczorach.
Zaraz obok okna znajdowała się wysoka
szafa wypełniona wszelkiego rodzaju posążkami. Stała na niej wieża z dwoma
głośnikami. Powoli przejechałam dłonią po okurzonym urządzeniu i odwróciłam
się, ukazując wchodzącemu do pokoju Justinowi rząd białych zębów. Ten
odwzajemnił mój gest, po czym z głośnym westchnieniem rzucił się na sofę.
- Widzę, że imprezy można robić! –
Zaśmiałam się cicho, przejeżdżając wzrokiem po obrazach wiszących nad kanapą,
zajmującą ścianę z drzwiami. Obok stały dwa fotele wielkością przypominające
raczej samochód niż zwykłe krzesło. Na środku, pomiędzy sofą a siedziskami,
stała szklana ława, pokryta warstwą kurzu i starych magazynów. Po chwili w
drzwiach pojawił się Kenny z paczką chipsów pod ręką i z uśmiechem rzucił się
na miejsce obok Justina.
- No, kuchnie to masz niezłą!
Razem z chłopakiem wybuchliśmy gromkim
śmiechem.
Wspomniane pomieszczenie okazało się
wielkim, kucharskim rajem. Płytki w kolorze karmelu idealnie komponowały się z
jasnymi meblami i drewnianym stołem, otoczonym krzesłami. Każde z nich miało
miękką poduszkę na miejscu siedziska, pasującą kolorystycznie do ramy okien, które
swoją drogą, zajmowały trzy czwarte ściany. Połowę rzeczy z lodówki trzeba było
wyrzucić, co jedynie podkreślało moją prawie dwutygodniową nieobecność.
Prawie pół godziny zajęło mi obejrzenie
tych dwóch pomieszczeń i mieszczącej się między nimi łazienki w szarych
barwach. Na wiszącym na korytarzu
zegarze składającym się chyba z samych zlepek cyfr i wskazówek wybiła dziewiętnasta.
Zmęczona oparłam się o kuchenny blat i z nadmiaru wrażeń przymknęłam oczy.
Zupełnie nie rozumiałam zamieszania jakie miałam teraz w głowie.
- Aubrey? – Usłyszałam głos szatyna,
który z uśmiechem wparował do kuchni. – Musimy się zbierać, obiecałem Scooterowi,
że wrócę przed ósmą. Szkoda, ale to nic! Przed nami miesiąc zabawy!
Zaśmiałam się. Osiemnastolatek wydawał
się być taki dziecinny.
- Jasne mądralo. O ile mi się zdaje jutro
miałam stawić się na posterunku. – Odpowiedziałam uśmiechając się delikatnie.
- Hm… - Mruknął chłopak, delikatnie
mierzwiąc włosy prawą ręką. Drugą oparł się o szafkę, usilnie nad czymś myśląc.
– O której masz tam być?
- Jedenasta.
- Widzimy się zatem o dziesiątej
trzydzieści i ani sekundy później! A po wszystkim… O tym pomyślimy później. –
Po raz kolejny zaśmiałam się, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Do jutra!
Odprowadziłam dwójkę moich jedynych
znajomych do drzwi, po czym zamknęłam mieszkanie na zamek. Nie chciałam żadnych
nieproszonych gości, nie teraz, kiedy dopiero się tu znalazłam.
Plecami oparłam się o zimną taflę lustra
i spoglądałam przed siebie. Nad szafką wypełnioną butami wisiało kilka
wieszaków, a na nich dżinsowa kurtka i czerwona chustka. Uśmiechnęłam się pod
nosem i ruszyłam w kierunku kuchni, po drodze mijając drzwi do jednego z pokoi.
Zaraz, zaraz. Jakie drzwi?
Cofnęłam się o dwa kroki i ze zdziwieniem
spojrzałam na jasne drewno. Czy to możliwe, że zaaferowana nowym domem
przegapiłam jedno pomieszczenie?
Przygryzłam wargę mając ochotę
pogratulować sobie spostrzegawczości. Ale skoro nikt mnie nie upomniał, to czy
możliwe, że nie tylko ja ich nie zauważyłam? Przecież to wielkie, drewniane
drzwi! Nikt normalny by ich nie pominął!
Kręcąc głową z niedowierzeniem delikatnie
ujęłam klamkę i otworzyłam je. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że znajdę tam jedynie puste ściany obwieszone zdjęciami rodziny, której nigdy nie dane mi będzie już poznać, ale odetchnęłam głęboko i przełamując się weszłam do środka.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to
miętowa ściana. Naprzeciwko drzwi znajdowało się wielkie okno z długim
parapetem. Przysłonięte było białymi zasłonami, spiętymi po bokach czarnymi
klamrami. Na lewo od okna, w rogu pokoju, znajdowało się wielkie, dwuosobowe
łóżko, a obok niego mała szafka nocna. Powoli weszłam do środka i otworzyłam
oczy ze zdumienia. Ściana w której umieszczony były drzwi pomalowana była na
czarno, cała pokryta cytatami z piosenek, czy książek. Stojąc
przy oknie, na prawo od drzwi rozciągała się biała komoda podzielona na
segmenty. Na niej ułożone były stosy książek, ramki na zdjęcia i lustrzanka.
Gdzieniegdzie na ścianie wisiały małe półeczki, mieszczące może dwie, trzy
książki. Mogłam zauważyć pomiędzy nimi całe siedem tomów Harry’ego Pottera, czy
Opowieści z Narnii. Jednak to, co najbardziej mnie zadziwiło, to zdjęcia,
jakimi pokryta była ściana do której przylegało łóżko i szafka nocna. Wyglądało na to, że ktoś dopiero zaczął swoją
żmudną pracę, bowiem nie cała powierzchnia była zaklejona.
Postawiłam kilka kroków w kierunku
ściany, po czym zamarłam. Na zdjęciach widoczna byłam ja. Ja w objęciach
jakiegoś bruneta, ja ramię w ramię z rudowłosą dziewczyną, ja w sukni balowej,
pod rękę z chłopakiem. Gdzieniegdzie mogłam zauważyć zdjęcia Justina, które – pomimo
powagi goszczącej na mojej twarzy – wywoływały u mnie niemałe rozbawienie.
Podeszłam tak blisko, jak było to możliwe i przejechałam ręką po zdjęciach. Poczułam,
że do oczu napływają mi łzy, a po chwili perłowe krople potoczyły się po moich
policzkach. Co takiego zrobiłam, że osoby ze zdjęć nie chciały mnie znać? Bo
jak inaczej wytłumaczyć fakt, że ani razu nie odwiedziły mnie w szpitalu, ani
razu od feralnego wypadku nie stanęły ze mną twarzą w twarz?
Powoli odwróciłam się i spojrzeniem
omiotłam drugą część pokoju. Ściana naprzeciwko tej ozdobionej zdjęciami była
biała. Zaczynała się zaraz koło okna (obok którego stała mała szafka składająca
się chyba z samych szuflad), wysoką żyrafką wypełnioną starymi podręcznikami i
zeszytami. Dalej stało biurko zapełnione różnymi papierami i – jak mi się
wydawało – pobazgranymi kartkami. Dopiero kiedy podeszłam bliżej zdołałam
dostrzec twarze nieznanych mi ludzi naszkicowane ołówkiem.
Nad biurkiem, czarnym markerem namalowana
była sylwetka człowieka siedzącego po turecku. Jeżeli można to tak nazwać,
bowiem jego nogi wywinięte były w drugą stronę, a ręce oparte na kolanach. Jego
sylwetka zapełniona była obraźliwymi napisami, takimi jak ‘grubas’, czy
‘śmieć’. Dopiero na środku, w miejscu serca, czerwonym mazakiem narysowany był
znak nieskończoności, wraz z ‘NOH8’. Delikatnie uśmiechnęłam się i wewnętrzną
stroną dłoni wytarłam mokre policzki.
Koło biurka znajdowała się szafka, na
której stała drukarka. Wyżej wisiała tablica korkowa, do której przyczepione
były małe karteczki z wykaligrafowanymi napisami. 'Posprzątać w kuchni',
'nakarmić kota', 'pogadać z Celie'. Nakarmić kota? Przecież nie ma tu żadnego
kota! Przerażona rozglądnęłam się po pomieszczeniu jak gdyby bojąc się, że
nagle zza jakiejś szafki wyskoczy mały, zagłodzony zwierzak, jednak nic takiego
się nie wydarzyło. Powoli wróciłam do przeglądania zapisków, dopiero po chwili
zwracając uwagę na ‘pogadać z Celie’. Kim właściwie była Celie? Zrezygnowana
zerknęłam dalej, na trochę wyższą szafkę, na której szczycie znajdowały się dwa
pudła. Bez pośpiechu otworzyłam
drzwiczki i zaglądnęłam do środka.
Na półkach ułożone były grube, zimowe
swetry i piżamy. Niżej, w szufladach, znalazłam bieliznę i chyba każdy możliwy
kolor rajstop, po których odkryciu śmiałam się przez dobre pięć minut. Na samym
dole luzem leżało kilka toreb i plecaków, wyglądem podobnych do tego, który
dostałam dziś od Justina. Różniły się tylko kolorem. Po chwili zamknęłam szafkę
i odwróciłam się w kierunku wielkiej szafy, która zaczynała się w rogu pokoju i
ciągnęła przez całą czarną ścianę, aż do drzwi. Oddzielała ją od nich tylko
mała komoda z jakąś drobną roślinką w białej donicy. Powoli przełknęłam ślinę i
nie wiedząc czego mogę się spodziewać, uchyliłam drzwi szafy.
To co tam zobaczyłam spowodowało
opadnięcie mojej szczęki na puchaty, biały dywan. Szafa wypełniona była
ciuchami od góry do dołu, począwszy na sukienkach od lewej, szerokich półkach
ze spodniami, spódniczkami i spodenkami po środku, na prawo długich z bluzkami,
kwadratowych z koszulami, szuflad z legginsami i bóg wie jeszcze czym. Do
drzwiczek przytwierdzone były lustra, a na dole, w długich, przeźroczystych
pojemnikach poukładane buty. Powoli, uważając by nie przewrócić się ze zdziwienia,
usiadłam przed szafą i dobre kilka minut przypatrywałam się temu wszystkiemu. Nie
mogłam uwierzyć to wszystko. Czułam się, jakbym znalazła wielką chatkę z
piernika a w niej karteczkę ‘żyj dobrze,
korzystaj bez umiaru, to dla ciebie!’ Dopiero kiedy w sąsiednim mieszkaniu
ktoś upuścił coś na podłogę otrząsnęłam się z zadumy i zamknęłam szafę. Od tego
wszystkiego rozbolała mnie głowa. Powoli rozciągnęłam się na puchatym dywanie i
z przygryzioną wargą próbowałam odnaleźć ład w kryształkach zawieszonych przy
suficie od których odbijało się światło. Bajka, to wszystko było jak bajka.
Nie wszystko.
Uniosłam się i oparłam na łokciach.
Pomimo łez zbierających się pod moimi powiekami otwarłam oczy i próbowałam jeszcze raz dostrzec
postacie ze zdjęć przyklejonych do przeciwległej ściany. Kim oni byli?
W pewnym momencie coś przyszło mi do
głowy. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do salonu po swój brązowy plecak,
po czym szybkim krokiem wróciłam do pokoju, próbując znaleźć w środku telefon.
Kiedy poczułam w dłoni Xperię odrzuciłam plecak na łóżko i schyliłam się,
szukając kontaktu. Jak spodziewałam się znalazłam go za łóżkiem, z podpiętą
ładowarką. Sięgnęłam dłonią po jej końcówkę i szybkim ruchem podpięłam telefon.
Wyprostowałam się i zniecierpliwiona zaczęłam stukać palcami o szafkę nocną w
oczekiwaniu na włączenie się telefonu. Bez skutku. Może i dioda migała na czerwono,
ale wyświetlacz pozostał czarny.
- Cholera! – Wrzasnęłam odrzucając
urządzenie pod łóżko i chowając twarz w dłoniach. Cała się trzęsłam, a przed
oczami wciąż widniała mi ikonka dwóch nieodebranych wiadomości. A co, jeżeli
przepadły? Jeżeli nigdy nie dowiem się czy wiadomości pochodziły od tej dwójki
ze zdjęć? I kim oni w ogóle są?
Minęło kilka minut zanim się uspokoiłam. Siorbiąc
nosem oparłam się o ramę łóżka, poczym przetarłam zapłakane oczy. Muszę dać
sobie radę, wziąć się w garść. Co mówił Justin? Przecież pamiętam… Ah tak, że
dam radę. Że mi pomoże. Że nie pozwoli się poddać. Ale jak… Jak? Powoli wstałam
i otarłam łzy, które, sama nie wiem w jaki sposób, po raz kolejny pojawiły się na moich
policzkach. Starając się oddychać głęboko ruszyłam w kierunku kuchni, gdzie do
elektrycznego czajnika wlałam przefiltrowanej wody i zagotowałam ją. Między
czasie w jednej z szafek znalazłam kubek i paczkę melisy. Kiedy odgłos
bulgotania ucichł, nalałam wrzątku do naczynia i posłodziłam dwoma łyżeczkami
brązowego cukru. Ociągając się usiadłam na jednym z krzeseł i podkuliłam nogi
pod brodę, rękami otaczając kubek. Nie wiem ile wpatrywałam się w krajobraz za
oknem, próbując odgonić od siebie wszystkie myśli. Wiedziałam, że nie mogę tak po
prostu zacząć życia od nowa, nie mogę nie wracać do tego co było. Muszę
dowiedzieć się kim jest ta dwójka. Jutro przeszukam pokój, moje zapiski. Na
pewno gdzieś o nich wspomniałam. Na pewno.
Rozmyślałam o chłopaku ze zdjęć. Był wysoki, przystojny. Nie tak przystojny jak Justin, przeszło mi przez myśl, na co
uśmiechnęłam się delikatnie. Tak, Justin. Nie byłam pewna, czy powinnam prosić
go o pomoc, skoro już i tak wystarczająco się poświęcał. Zamiast wracać do
rodziny po prostu został tu, w zabieganym Chicago. Dla mnie.
Wybiła dwudziesta pierwsza kiedy dopiłam
herbatę i wstałam od stołu. Za oknem było już ciemno, ale zdążyłam się
przyzwyczaić do mroku. Powoli wróciłam do pokoju, po czym uprzednio kładąc
plecak na obrotowym fotelu przy biurku, zatopiłam się w śnieżnobiałej pościeli,
wtulona w jedną z pięciu poduszek w kolorze mięty. Czarną ułożyłam za plecami, by
po chwili udać się do krainy Morfeusza, jednak jeden dźwięk przywrócił mnie na
Javę. Telefon zawibrował głośno, a
podłoga pojaśniała od światła jakie dawał wyświetlacz. Wyskoczyłam z pościeli
jak oparzona, drżącą dłonią sięgając po urządzenie. Z przygryzioną wargą
kliknęłam na ikonkę koperty, po czym na pierwszą z nieodczytanych wiadomości.
Było to powiadomienie o dziesięciu nieodebranych połączeniach od nieznanego
numeru. Cofnęłam i weszłam w drugą. Podczas kiedy na wyświetlaczu obracało się
małe kółeczko sygnalizując ładowanie strony, moje serce biło w przerażającym
tempie. Czułam się tak, jakby miało zaraz wyrwać się z piersi i pogalopować po całym
domu. Mój żołądek został ściśnięty do granic możliwości, a usta zaczęły drżeć.
I nagle było po wszystkim. Ekran zgasł, a moje serce stanęło.
***
Cześć, cześć, czołem! Co słychać? Jak mija Wam nowy rok?
Przepraszam Was za tak długą nieobecność.
Można powiedzieć, że dopadła mnie posylwestrowa melancholia i nie potrafiłam się podnieść na równe nogi. Można jednak powiedzieć, że pozbierałam się i naprawdę dałam radę :)
Dziś urodziny mojej siostry. Szczerze? Najchętniej życzyłabym jej szybkiej i bolesnej śmierci, tak jak ona mi przed pół godziny kiedy 'porysowałam jej płytę', a ona zamiast przyznać się do tego, że to jej wina, przyszła do mnie z tasakiem <okok>
Rozdział według mnie jest nijaki. Z jednej strony ok, spoko, ale z drugiej znowu nie ma akcji i dialogów xd Obiecuję poprawę! Rozdział trzeci (mam nadzieję) powinien być już całkiem inny, a na pewno będzie się działo :D
Ostatnio kapnęłam się, że strasznie Wam zamotałam temat głównych bohaterów. Jeny, w sumie to nie wiem czy nawet ogarnęliście przesłanie postaci Aubrey, no ale ok xd Dlatego też powstała zakładka 'Bohaterowie', którą mam nadzieję uzupełnić jeszcze w tym tygodniu, o czym na pewno Was powiadomię ;)
Zapraszam również do informowanych, aby wpisać się na listę! :)
I to by było na tyle. Udanych, mroźnych ferii dla tych, którzy takowe mają. Mi przypadła ostatnia tura :c
Przepraszam Was za tak długą nieobecność.
Można powiedzieć, że dopadła mnie posylwestrowa melancholia i nie potrafiłam się podnieść na równe nogi. Można jednak powiedzieć, że pozbierałam się i naprawdę dałam radę :)
Dziś urodziny mojej siostry. Szczerze? Najchętniej życzyłabym jej szybkiej i bolesnej śmierci, tak jak ona mi przed pół godziny kiedy 'porysowałam jej płytę', a ona zamiast przyznać się do tego, że to jej wina, przyszła do mnie z tasakiem <okok>
Rozdział według mnie jest nijaki. Z jednej strony ok, spoko, ale z drugiej znowu nie ma akcji i dialogów xd Obiecuję poprawę! Rozdział trzeci (mam nadzieję) powinien być już całkiem inny, a na pewno będzie się działo :D
Ostatnio kapnęłam się, że strasznie Wam zamotałam temat głównych bohaterów. Jeny, w sumie to nie wiem czy nawet ogarnęliście przesłanie postaci Aubrey, no ale ok xd Dlatego też powstała zakładka 'Bohaterowie', którą mam nadzieję uzupełnić jeszcze w tym tygodniu, o czym na pewno Was powiadomię ;)
Zapraszam również do informowanych, aby wpisać się na listę! :)
I to by było na tyle. Udanych, mroźnych ferii dla tych, którzy takowe mają. Mi przypadła ostatnia tura :c