piątek, 30 listopada 2012

Prolog


Te pierwsze momenty pamiętam najlepiej. Tak jakby zostały wyryte w mojej pamięci stalówką wiecznego pióra, z zamiarem pozostania tam na zawsze. Czułam się tak normalnie, jednocześnie eksplodując emocjami. Powieki wcale mi nie ciążyły, dłonie muskały bawełnianą pościel, a każdy dźwięk wydawał się nowojorską symfonią. Unosiłam się w powietrzu zatapiając w fałdach puchu, szybowałam po bezkresnym oceanie świadomości. Aż wreszcie otworzyłam oczy.
 Wcale nie zmrużyłam ich od nadmiaru światła, wręcz przeciwnie - były już na to przygotowane. Nie byłam zaskoczona, ciekawa. Po prostu obserwowałam pomieszczenie, rejestrowałam każdy szczegół. Ściany w kolorze cappuccina z podwójnym mlekiem, rząd okien na lewo, karmelowa sofa, dwa fotele i stolik zawalony magazynami. Gdzieś pomiędzy nimi stała filiżanka wciąż parującego napoju, wysoki i niemożliwie smukły wazon z pękiem żółtych tulipanów. Nad sofą wisiał obraz przedstawiający jakiś nieznany mi krajobraz. Na prawo, w rogu pomieszczenia, umieszczone były białe drzwi, przystrojone donicami z jakimiś egzotycznymi roślinami po obu ich stronach. Dalej szafka wypełniona flakonikami różnej maści, mały regał z ręcznikami i... i gdzieś po środku tego ja, w śnieżnobiałej pościeli.
Przez szklane portale sączyło się złote światło, delikatnie muskając mój policzek. To ono zaczarowało cały ten pokój, to ono nadało mu magicznej atmosfery. Drugie okno od końca było szeroko otwarte, wpuszczając do środka zapach bakalii z pobliskiej piekarni, przynosząc odgłosy ulicy. Gdzieś pomiędzy warkotem starego silnika dało się posłyszeć głos nieznanej kobiety, nucącej jakąś melodię, dzieci gaworzące na podwórku, krzyk, śmiech. Oddech świata. Nigdy nie pomyślałabym, że właśnie w tamtym miejscu mógł spotkać mnie cud. 
Pierwsze co udało mi się zapamiętać na jego temat, to blond włosy poruszane w rytm wpadającego do pokoju podmuchu wiatru. Stał do mnie bokiem, ubrany w ciemne spodnie i granatowy sweter z azteckimi wzorami. Nie mam pojęcia jakim cudem myślałam wtedy o takich szczegółach jak tekstura materiału tych ubrań, czy każde zagięcie koszulki znajdującej się pod swetrem. Czy aż tak spragniona byłam szczegółu? Chłopak trwał w bezruchu, a ja rejestrowałam każdą sekundę jego 'bycia'. Czerpałam z tego siłę, chęć istnienia. W pewnym momencie drzwi uchyliły się, a do pokoju wszedł wysoki brunet z kamiennym wyrazem twarzy. Mój towarzysz zwrócił na niego uwagę dopiero, gdy ten przemówił.
- Justin... - Zawołał stawiając kolejny krok. - Masz pół godziny. Nic więcej nie mogę zrobić. 
Chłopak kiwnął delikatnie głową i powrócił do bezcelowego patrzenia w przestrzeń na zewnątrz, a mężczyzna odczekał kilka sekund. Być może spodziewał się po nim innej reakcji? W końcu ze zrezygnowaniem opuścił pomieszczenie.
- Jak mam zostawić cię tutaj, kiedy ty wciąż nie dajesz znaku życia... - Wyszeptał siadając na sofie, po czym oparł łokcie na kolanach i zawiesił na nich głowę. - Jak...
Minęło kilka sekund, po których powoli uniósł twarz i spojrzał na mnie. Cały ten obraz wydawał się mi realnym odzwierciedleniem rzeczywistości, był moim centralnym punktem w kreowaniu świata. Przez te pierwsze minuty jedynie wpatrywałam się w przestrzeń naokoło, zapamiętując każdy szczegół. A jednak dopiero teraz naprawdę mogłam przyjrzeć się jego twarzy.
Ciemne, brązowe oczy wpatrywały się we mnie ze zdumieniem, policzki połyskiwały w porannym świetle delikatnym różem, a lekko rozchylone usta wydawały się szeptać modlitwę.
- Aubrey? - Jego melodyjny głos rozległ się w pokoju. Chłopak wstał i zdumiony patrzył na mnie. - Cz-czekaj, ja, ja zaraz... Muszę... - Wymamrotał ruszając w stronę wyjścia, jednak sekundę później się cofnął. - Pamiętasz mnie?
Patrzyłam na niego, jak chyba na nikogo innego przez cały miniony czas do dzisiejszego dnia. Był moim punktem odniesienia, całą rzeczywistością jaką znałam. Pamiętam jedynie dźwięk jego głosu i zarys twarzy, nic więcej. 
Po chwili chłopak podszedł i usiadł na krześle stojącym obok mojego łóżka. Powoli i delikatnie złapał mnie za rękę i ścisnął ją. W chwili styknięcia się jego rozgrzanej skóry z moją, ledwo letnią, przez całe moje ciało przeszedł prąd, a oczy zaszły mglą. Nigdy później nie doznałam czegoś takiego, być może więc właśnie tak miałam zareagować na pierwszy dotyk? Nie wiem kiedy moje ramiona zaczęły drgać, a głowa sama powędrowała w dół. Podobno moje policzki pokryły się delikatnym rumieńcem z usta rozchyliły się. Ja pamiętam jedynie tyle, że po kilkunastu sekundach wreszcie odważyłam się spojrzeć w jego aksamitne oczy.
Kąciki jego ust powędrowały ku górze a w czekoladowych tęczówkach zatańczyły małe ogniki.


***

Prolog. Nie spodziewałam się, że tak szybko się za to wezmę, że znajdę siłę,
czas i energię na tą historię. A jednak chcę spróbować. Chcę chociaż raz
dać z siebie wszystko.
Nie wiem, czy wam się to spodoba, co o tym będziecie sądzić. Dlatego też bardzo proszę
o komentarze! Im więcej Waszych opinii, tym łatwiej będzie mi poprawić błędy, przemyśleć treść.
Na koniec dziękuję tym, którzy mimo wszystko kazali się nie poddawać.